Zestawienie najlepszych płyt za rok 2014

GUITARRIZER

Nie owijając długo w bawełnę, rok 2014 przyniósł nam tak wiele niesamowicie dobrych wydawnictw, że porównać go można chyba tylko z równie rewelacyjnym rokiem 2008. Już po kilku pierwszych miesiącach wiadomo było, że portfel trzeba będzie nie tylko uszczuplić, ale wręcz złupić. Większość kandydatów do tytułu płyty roku wywodzi się tym razem ze świata melodyjnego hard rocka, ale i w gatunkach takich jak klasyczny hard rock czy southern rock też wiele się działo. Trochę zawiodły zespoły progmetalowe, wyszło wprawdzie kilka fajnych płyt, ale o jakimś przełomie czy choćby ulepszeniu formuły nie mogło być mowy. Ukazało się wiele płyt AOR-owych, niestety raptem kilka z nich jest naprawdę wartych uwagi. Do pierwszej dziesiątki na mojej liście dotarły bez trudu dwie pozycje z polskiego podwórka, kolejnym kilku też było blisko, co bardzo cieszy. A oto lista moich faworytów, którzy stoczyli naprawdę zaciętą walkę o swoje pozycje (kolejność wykonawców na niej zmieniała się często):

H.e.a.t - Tearing Down The Walls

1. H.e.a.t - Tearing Down The Walls

To już czwarte wydawnictwo Szwedów, które z łatwością potrafi rzucić na kolana. Brak wypełniaczy, same hiciory, dopracowane brzmienie, zespół w rewelacyjnej formie, a do tego jeszcze najlepsze wzorce wywodzące się z szalonych lat '80. Odejście Kenny'ego Lecremo było bolesne, ale jeśli ktoś jeszcze wątpił, czy Erik udźwignie jego mikrofon, teraz musi wywiesić białą flagę. W ogóle nie wyobrażam sobie takiej możliwości, by ta płyta miała opuścić teraz moją kolekcję.

Steel Velvet - Chwila

2. Steel Velvet - Chwila

Wreszcie materiał z Polski zawstydzający niejedną ekipę z Zachodu. Już sample do "Julie" i singlowe "Zostaw Mnie" zapowiadały nadzwyczaj dobre wydawnictwo. Fakt, że ten młody zespół śpiewa w języku polskim zaprzepaszcza prawdopodobnie szansę na międzynarodową karierę, ale na rodzimym podwórku do zawojowania publiczności ma zielone światło. Młodzieńcza energia, plus stare, sprawdzone patenty, bo mamy tu wszystko co niegdyś było najlepsze u Whitesnake, Dio, a nawet Deep Purple (w jednym z nagrań słychać wyraźne inspiracje albumem "Perfect Strangers"), czy rodzimych wykonawców jak TSA, IRA, czy Kramer.

Accept - Blind Rage

3. Accept - Blind Rage

Muszę przyznać, że kolejna reinkarnacja Accept z Markiem Tornillo na wokalu radzi sobie nadzwyczaj dobrze. O ile poprzedni album weteranów był bardzo dobry, o tyle "Blind Rage" jest dziełem cholernie dobrym. Muzycy pozbierali udane riffy z lat '80, na które jakoś nikt wcześniej nie wpadł i zapodali jej tutaj. Wystarczy zapodać sobie "Dying Breed", "Dark Side Of My Heart" czy "200 Years"... Podczas słuchania krążka jedna myśl nie schodzi z głowy: Zawodowcy.

CETI - Brutus Syndrome

4. CETI - Brutus Syndrome

Nawet po kilku przesłuchaniach człowiek przeciera uszy i wciąż nie może uwierzyć, że to polska ekipa. Grzegorz Kupczyk to jeden z najlepszych wokalistów w Europie, a kto wie, czy również nie na świecie. Muzycznie sporo wpływów Iron Maiden, wczesnego Ozzy'ego Osbourne'a, Black Sabbath, nawet Dio. Do tego dochodzi świetna produkcja, no i okładka taka, że sam Axel Rudi Pell poczułby respekt. Zdecydowanie zabrakło mi tu tylko singlowego "Killing Time".

Crazy Lixx - Crazy Lixx

5. Crazy Lixx - Crazy Lixx

Na "New Religion" udowodnili, że potrafią robić dobrą muzę i po słabszym "Riot Avenue" znów przypominają nam, że wspołcześnie należą do pierwszej ligi melodyjnego hard rocka. Recepta na sukces wg Crazy Lixx jest bardzo prosta: dużo bujającego rock'n'rolla pomieszanego z brzmieniami a'la Bon Jovi circa 1986 r. Mnie to pasuje.

Uriah Heep - Outsider

6. Uriah Heep - Outsider

Minęło kilka lat od wydania genialnego "Wake The Sleeper". W międzyczasie ukazała się płyta "Into The Wild", która wprawdzie była dobra, ale już nie tak jak poprzedniczka. Na kolejne genialne dzieło weteranów hard rocka trzeba było zaczekać do roku 2014. Album urzeka od pierwszego odsłuchu i z każdym kolejnym wciąga coraz bardziej jak muzyczny narkotyk.

Loud Lion - Die Tough

7. Loud Lion - Die Tough

Najgorsze jest to, że na ten krążek trzeba było czekać od 2007 r... ale w końcu jest. Założenie było takie, by wskrzesić ducha Def Leppard z lat '80 i jak słychać, udało się perfekcyjnie, w kategorii "najlepszy klon leppardów" pierwsze miejsce formacja utrzyma jeszcze pewnie długo. Krążek wprawdzie jest ciężko dostępny w Polsce, na półkach nie zalega, warto jednak poszukać go na necie.

EZ Livin' - Firestorm

8. EZ Livin' - Firestorm

Niezwykle udana kooperacja Hansa Zillera (Bonfire) z Davidem Reecem (Bangalore Choir). Album bardzo krótki, za to zawierający same dobre kompozycje. Jego wartość znacznie podnosi fakt, że dzieło to ukazało się na samym początku roku, tak więc mamy jeszcze walory pokrzepiające i wzmacniające nadzieje na pomyślny pod względem muzycznym rok - i tak właśnie się stało, dość spojrzeć, CO znalazło się na tej liście.

Vandenberg's MoonKings - Vandenberg's MoonKings

9. Vandenberg's MoonKings - Vandenberg's MoonKings

Adrian Vandenberg powrócił do grania i od razu zawstydził Whitesnake, a mówię to jako fan ekipy Coverdale'a. Żywiołowość w graniu, cholernie dobre brzmienie, kapitalne solówki, przemyślane kompozycje, czyli wszystko, co powinien mieć dobry hard rock. Mam nadzieję, że ten doborowy skład się utrzyma i zaskoczy nas jeszcze nie raz równie dobrym wydawnictwem. Niech też wpadnie do nas z koncertem (zbożne życzenie, ale pomarzyć można).

Åge Sten Nilsen's Ammunition - Shanghaied

10. Åge Sten Nilsen's Ammunition - Shanghaied

Jedna z płyt, po której nie spodziewałem się czegoś nadzwyczajnego, a jednak okazało się, że dzieło jest pełne hitów. Obowiązkowa rzecz dla fanów H.e.a.t, Wig Wam, Bai Bang, czy Eclipse. Nie pozostaje nic innego, jak śledzić losy Nilsena i jego drużyny, oby mieli takich wydawnictw więcej.

Tango Down - Charming Devil

11. Tango Down - Charming Devil

Tango Down to już klasa sama w sobie, wystarczy posłuchać poprzednich krążków tej formacji. Nowa płyta, a zarazem ostatnia z Davidem Reecem na wokalu, może spodobać się od pierwszego przesłuchania. W krążek warto się również zaopatrzyć ze względu na miłą dla oka oprawę graficzną będącą doskonałym dodatkiem dla znakomitych kompozycji. Jestem pewien, że teraz niejedna wytwórnia zazdrości tej zdobyczy z katalogu Kivel Records.

Laney's Legion - Laney's Legion

12. Laney's Legion - Laney's Legion

Dużo sobie obiecywałem po współpracy Chrisa Laneya z Robem Marcello i finalnie dostałem miodny album, pełen udanych utworów i świetnych solówek. Bije z niego jakaś pozytywna energia. Obowiązkowy, bonusowy punkt za balladę "Bleed Within".

Helix - Bastard Of The Blues

13. Helix - Bastard Of The Blues

Niby tylko stylistyczna kontynuacja poprzedniego dzieła studyjnego, a w istocie coś znacznie lepszego, bowiem mamy tu sporo przebojowości, która obecna była na klasycznych krążkach Helixa. Miła niespodzianka jak dla mnie i powód, by znów śledzić poczynania Kanadyjczyków, bo spisanie ich na straty byłoby kardynalnym błędem wymagającym potępienia.

Jeff LaBar - One For The Road

14. Jeff LaBar - One For The Road

Z upływem czasu szanse na wydanie kolejnego studyjnego krążka Cinderelli maleją, ale nie ma co z tego powodu płakać, jej gitarzysta Jeff dostarcza bowiem album, który działa jak kojący balsam. Nadzwyczaj udana mieszanka hard rocka, country i bluesa. Jedyna wada płyty - jest strasznie krótka... ale przecież nikt nie broni wcisnąć "play" po raz kolejny!

Red Dragon Cartel - Red Dragon Cartel

15. Red Dragon Cartel - Red Dragon Cartel

Jake E. Lee niemal dosłownie zmartwychwstał, przynajmniej muzycznie. Długo nie było o nim słychać, ale jak już się pojawił, to z klasą. Cholernie dobre wydawnictwo hard rockowe z odrobiną nowoczesności. Początkowo nie spodobały mi się wokale, lecz przy tak udanych kompozycjach takie rzeczy szybko puszcza się w niepamięć. Oczywiście nie zabrakło nawiązań do jego działalności w szeregach Ozzy'go Osbourne'a.

Legion - Tempest

16. Legion - Tempest

Ekipie Phila Vincenta udało się dość wiernie podrobić stylistykę gry Dokken, no może poza ścieżkami wokalnymi, ale to mało istotne, klimat się liczy. Same zgrabne numery, bez wypełniaczy. Brzmienie krążka mogłoby być lepsze, jednak i bez tego album sam się wybroni.

Sanctuary - The Year The Sun Died

17. Sanctuary - The Year The Sun Died

Trochę czego innego spodziewałem się, a raczej chciałbym się spodziewać po tej płycie, ale i tak mi się podoba. Krążek zaskakuje wysokim poziomem technicznym i produkcją w pierwszej kolejności, co nie znaczy, że samym nagraniom można coś zarzucić - wręcz przeciwnie. Zdecydowanie jedna z najlepszych pozycji w gatunku thrash metalu roku 2014.

Red Zone Rider - Red Zone Rider

18. Red Zone Rider - Red Zone Rider

Vinnie Moore dobrał sobie doborowych współpracowników i dyplomatycznie nagrał dzieło w gatunku, który nigdy się nie starzeje, czyli w klasycznym hard rocku. Po kilku przesłuchaniach płyty doszedłem do wniosku, że jest ono lepsze od albumów UFO, gdzie Vinnie także "wiosłował", stąd i jego obecność na tej liście. Swoją drogą, przydałoby się, by w końcu zarejestrował kolejny solowy krążek, bo to jeden z moich ulubionych gitarzystów.

Brother Firetribe - Diamond In The Firepit

19. Brother Firetribe - Diamond In The Firepit

Kolejna załoga, na którą można liczyć, wręcz gwarancja niezawodności. Wprawdzie moje ulubione nagrania pochodzą z poprzednich wydawnictw sympatycznych Finów, to nowy album wydaje się być bardziej spójny. Mimo że tym razem chłopaki dość długo kazali nam czekać na premierowe ścieżki, czekać było warto.

Overland - Epic

20. Overland - Epic

Łatwo zauważyć, że AOR nie jest gatunkiem gromadnie reprezentowanym na mojej liście "beściaków", lecz nowe dzieło Chrisa Overlanda musi się na niej znaleźć. Wokalista zabłysnął już na swoich wcześniejszych wydawnictwach, a teraz tylko umacnia się na pozycji gatunkowego lidera. Dużo nawiązań do najlepszych wzorców z FM, Honeymoon Suite i Foreignera.

Inne warte posłuchania zespoły z ubiegłego roku to w kolejności przypadkowej: Wicked Sensation, Berggren Kerslake Band, AC/DC, Saints Of Rebellion, Steel Panther, Pretty Wild (młoda ekipa, spore umiejętności), Sunstrike, Nasty Habit (wyczuwalny spory potencjał na przyszłość), Exorcism (godny uwagi doom metal), Winger, Grand Design, Dead End Herose, Vincent (fajne solówki i nie tylko), Point Blank, Scream Maker, Dynazty, Angels Or Kings, Night Mistress, Baltimoore, Julian Angel's Beautiful Beast (jak zwykle solidne wydawnictwo), April Fool, House Of Lords, Slash, Bailey, Vanden Plas, Exlibris, Cold Shot, Loudguns, SunStrike, Lynch Mob, Danger, Hetman, Kix, Infinity's Call, Loverboy, Lynch Mob, Diamond Lane (niewiarygodne, że wciąż nie mają kontraktu), Big Engine, Daylight Robbery, Overkill, Alien, Black Tora, Overdrive, Ten, Skid Row (stylistyka jak na "Slave To The Grind"), The Oath, Mr. Big, X-Drive (udana kopia Lynch Mob), Miss Behaviour, 220 Volt, Allen/Lande, Moonshine, Devils Run, FireWolfe (fajne, oldschoolowe brzmienie), Vanishing Point, Doro, E19, Fatal Atrraction, Black Stone Cherry, Danger Alley, White Widdow, Pretty Maids, Crazy Lixx, Sly Boots, TwentyDarkSeven, Night Ranger, Secret, Gotthard (najlepsza płyta Szwajcarów od czasów "G."), Rubicon Cross, Dalton, Ron Keel, Don Airey, Maxxwell, Michael Schenker & Friends, Three Lions, Black State Highway, In Faith, Flying Colors, Geoff Tate's Queensrÿche, Audrey Horne, Rival Sons, Unisonic, Rain Or Shine, Sister Sin, Quiet Riot, Magnum, Axe Crazy, Joe Bonamassa, Grave Digger, Adriangale, Niva, Sebastian Bach, Outloud, Preacher Stone.

Nie obyło się bez rozczarowań, na szczęście niewielu. Największym niestety było nowe dzieło Nazareth, bo akurat lubię kilka poprzednich krążków tej legendy hard rocka, nie wspominając już o klasykach takich jak "Razamanaz", "Hair Of The Dog" czy "Loud N Proud". Smutne, że wśród nowego materiału godne uwagi są może ze 3 nagrania. Słabe kawałki przygotowało progresywne Anubis Gate, podobnie Silent Call. Zawiodła mnie w pewnym sensie Tesla, ale o tym w recenzji. Czegoś wyższych lotów spodziewałem się po Jaded Heart. Zaczynam mieć dość Axela Rudiego Pella - słuchanie któregoś tam z kolei krążka brzmiącego identycznie zaczyna po prostu nudzić, zwłaszcza gdy kolejne albumy pojawiają się z taką częstotliwością rok po roku.

Apetyt na rok 2015 jest, a jakże by inaczej. Wiele sobie obiecuję po premierowym albumie studyjnym Kinga Diamonda, bo jeśli chodzi o formę koncertową, jego zespół wypada na poziomie. Jestem ciekawy, jakie to covery przyszykuje Alice Cooper. Znowu o sobie ma dać znać Dream Theater (dwa poprzednie krążki były wysokich lotów zwłaszcza ostatni), a z obozu melodyjno-progresywnego wyczekuję też Anthriela i Seventh Wonder. Pocztą pantoflową dochodzą informacje o nowym materiale studyjnym od Guns N' Roses. Może coś dobrego wykuje się w obozach Scorpions, W.A.S.P., Def Leppard, Symphony X, Bai Bang, Lynch Mob, Eclipse, Michaela Schenkera, Queensrÿche i projektu Sweet/Lynch. Skoro o projektach mowa, supergrupę uformował przecież i perkusista Dean Castronovo (Revolution Saints)... Coś tam majstruje Trixter. Solowy krążek dostarczyć ma też Tony MacAlpine. Tradycyjnie liczę na niespodzianki, niech będzie ich choćby w połowie tyle co w 2014 r., a już będzie dobrze.