Diamond Lane - Terrorizer

Diamond Lane - Terrorizer

Wydawca: Diamond Lane
Rok wydania: 2014

  1. The Enemy
  2. Favorite Kind Of Victim
  3. Cheating Death
  4. Slow Destruction
  5. Life To Lose
  6. Kiss The Ring
  7. Hopeless Romantic
  8. New Model
  9. Drift

Skład: Brandon Baumann - śpiew; Jarret Reis - gitary; Frankie Lindia - gitary; Ray Zhang - gitara basowa; Dave Vandigitty - perkusja

Produkcja: Diamond Lane

Diamond Lane miło zaskoczyło mnie po raz kolejny. Kilka lat temu recenzowałem ich debiutancki album, minęło nieco czasu, w zeszłym roku chłopaki wydali EP-kę zatytułowaną Sapphire, a teraz pokazali światu swą drugą płytę długogrającą, która otrzymała sugestywny tytuł Terrorizer.

Z tego co widzę, w grupie nastąpiły drobne zmiany składu, pojawił się drugi gitarzysta, zmienił się bębniarz, a tak poza tym muzycy przeprowadzili się z południowej Kalifornii do północnej. Diamond Lane dużo koncertuje, zwłaszcza po legendarnych klubach Sunset Strip (wliczając House Of Blues i Troubadour), próbuje też promować się to tu, to tam, zdołało nawet dogadać się z telewizją Fox, która używa ich muzyki do podkładów pod reklamy i do migawek sportowych dla NBA, NFL i UFC. Zespół wciąż, o dziwo, pozostaje bez kontraktu i materiał wydaje samodzielnie. W stylu gry nie znajduję jakichś większych/drastycznych zmian, a jeśli już, to tylko na lepsze. Tyle wstępu, zaczynamy! Czysto brzmiące gitary w stylu country zwiastują całkiem ostrą, hard rockową kompozycję utrzymaną nieco w stylu King Lizard ochrzczoną jako The Enemy. Hard rock łączy się tu umiejętnie z thrash metalem, ale dzięki melodyjnym liniom wokalnym nikt znużony nie będzie. Najciekawszym momentem kawałka są okolice bardzo udanej solówki, gdzie pobrzmiewają echa Iron Maiden i ich naśladowców z White Wizzard. Favorite Kind Of Victim zdradza ciągoty do grania w klimatach Avenged Sevenfold, ale gdy wchodzą wokale, zaczyna się jazda w klimatach podobnych do naszego rodzimego Joy Machine. Z czystym hard rockiem niepozbawionym przy tym melodii mamy do czynienia w Cheating Death i jest to jeden z moich osobistych faworytów z tego wydawnictwa. Odnajduję tu pewne podobieństwa do późnego Lionsheart, które też bardzo lubię. Coś dla siebie mogą tu znaleźć fani Mötley Crüe (z czasów Dr. Feelgood) i Bombay Black. Wisienką na torcie jest fajna, gitarowa solówka. Klimatycznie i tajemniczo zarazem zaczyna się Slow Destruction. Gdy numer już się rozkręci, dostaniemy mieszankę Motleyów i Skid Row (mniej więcej okolice Slave To The Grind). Jest naprawdę nieźle, choć chętnie widziałbym tu jakąś zmianę w liniach wokalnych. Może brakuje ostrości, jakiegoś pazura, może melodyki, a może i jednego i drugiego na raz. Tego pazura dostajemy za to w Life To Lose, niestety same podkłady w ścieżce są już zaledwie poprawne. Sytuację ratuje dobra technicznie i zarazem dość melodyjna solówka. Kiss The Ring jest dla odmiany perfekcyjne i w całości znakomite. Początek przypomina brzmieniowo i nie tylko, czarną płytę Metalliki, wokale są z kolei z całkowicie innej bajki, ale wszystko do siebie dobrze pasuje. Poza głównymi riffami bardzo podoba mi się tu praca perkusji, wplecione uderzenia w dzwony, no i oczywiście udana solóweczka. Ten numer to mój kolejny ulubieniec z tego krążka. Balladowy wstęp do Hopeless Romantic to niezła zmyłka taktyczna. Któż słysząc tych pierwszych kilka dźwięków, nie spodziewałby się tu jakiejś pościelówki? Nic z tych rzeczy, to wolny, ciężki hard rockowy numer, po który mogą sięgnąć fani Black Label Society i tym podobnych zespołów. W tym miejscu muszę dodać jeszcze, że mimo iż za płytę nie wziął się żaden znany producent, ani wytwórnia, płyta ma naprawdę znakomite, selektywne brzmienie, co daje chłopakom jeszcze jeden plus do całej puli. Mimo dość rozleniwionego wstępu, kolejne w secie New Model to kawał solidnego rock'n'rolla. Kopa i smaczku dodaje ponadto łamana rytmicznie partia perkusji. Na samym końcu znalazła się niespodziewanie ballada zatytułowana Drift, ale jest to ballada z pojawiającym się tu i ówdzie pazurem, coś na kształt pamiętnego 18 And Life Skid Row lub Watching You Fall Savatage. Mnie to odpowiada, bo z jednej strony jest tu spokojnie, odprężająco, jednak są i dynamiczniejsze, pobudzające momenty, co w rezultacie tworzy ciekawy klimat. Może nie jest to jedno z wiekopomnych dzieł sztuki, ale z pewnością kompozycji przyjemnie się słucha, a zyskuje ona jeszcze z każdym kolejnym przesłuchaniem.

Terrorizer to dobra płyta, która w kilku światłych punktach może aspirować nawet do bardzo dobrej. Najlepsze numery to moim zdaniem Cheating Death, Kiss The Ring i Drift, plus oczywiście inne smaczki tu i ówdzie. Jeśli kolejny album Diamond Lane będzie utrzymany w takich klimatach, to można go brać w ciemno. Tymczasem polecam zapoznanie się z opisywanym krążkiem, gdyż naprawdę warto.

Oficjalna strona zespołu: www.diamondlanerocks.com